A zacznę dzisiaj od tematu dosyć dziwnego i niestety nie będę mógł powiedzieć, że jest to temat oryginalny .
Mianowicie o smaku muzycznym mojej generacji, a raczej o jego braku wśród, niestety większej części moich rówieśników, albo młodszych kolegów i koleżanek. Dlaczego mam odwagę o tym pisać? Dlatego, że słucham muzyki wychodzącej poza ten kanon śmierdzącej popkultury.
Potrafię się zgodzić, że niektóre "produkty" mają do zaprezentowania nawet ciekawe rozwiązania, czy specyficzne brzmienia, ale jestem człowiekiem, dla którego liczy się nie tylko muzyka, ale również tekst, a z tym jest niestety coraz gorzej. Zresztą poziom muzyki jako potocznie zwanej "tłem" również jest coraz niższy.
Wstaję rano, włączam sobie z ciekawości radio, nawet nie spoglądałem na częstotliwość na tamten moment ustawioną i słyszę przetworzony elektronicznie głos spikera radiowego zapowiadający hit na dzisiejszy dzień.
Nie wiem, czy to miało na celu mnie pobudzić, zachęcić do pracy, czy też naładować pozytywnymi emocjami.
Ale na pewno mnie ten hit na dzień zdenerwował, i to dosyć solidnie. Radio musiałem wyłączyć po 15 sekundach. Wytrwałem tylko (i aż) do 15 sekundy, z nadzieją, że się coś zmieni. A przez te wszystkie uciekające cenne sekundy słyszałem tylko oddźwięk basu. To tak, jakby postawić kogoś za perkusją i kazać mu w tempie "łup-łup" naciskać stopę centrali. Zgroza! Na początku Ci się podoba, ale długo tak nie wytrzymasz. Po prostu się nie da.
Totalnego zażenowania doznałem dzisiaj po południu. Otóż istnieją zespoły, czy artyści, którzy otwarcie w swoich tekstach krytykują rzeczywistość, albo jakieś wydarzenie nie bojąc się użyć ostrzejszych słów.
Moim idolem w szczerych do bólu tekstach jest Kazik Staszewski. Jeżeli ktoś nie zna, polecam posłuchać jego projektów z zespołem 'Kult' włącznie.
Ale ja chcę przedstawić inne, kompletnie inne wydarzenie.
Pewna grupa chciała zaprotestować pewnym obyczajom, pewnych dziewczyn, różnymi epitetami nazywanych, ale ten poziom to nie wiem, czy właściwie nie doprowadził autorów do autodestrukcji. Zresztą, posłuchajcie sami.
Nagranie to jest poniżej.
Na prawdę wytrwałem do końca wsłuchując się w tekst, dla mnie wszystko było super, gdyby tam niektóre słowa zastąpić milczeniem.
Potrafię zrozumieć specyfikę gatunku jakim jest hip-hop, czy też rap, ale moim zdaniem estetyczne granice powinny istnieć.
W czasach PRL, kiedy cenzura robiła wszystko, by stłamsić wolność słowa, niektórzy mówili i pisali tak, by się nikt nie przyczepił, a żeby było wiadomo o co chodzi. Takimi mistrzami kamuflażu dla mnie są panowie z kabaretu TEY. Zenon Laskowik do dziś mnie rozbawia zarówno w tych starych jak i nowych skeczach.
A dzisiaj choć wolność słowa pozwala nam na wiele, o ile nie na wszystko. Bo gdyby nie wolność słowa i dostępność internetu, to nie napisałbym tego artykułu. To jednak wydaje mi się, że gdyby nagle zaczął ktoś cenzurować, to wszyscy znów zaczęli by myśleć co i jak powiedzieć, by się nikt nie mógł doczepić, a żeby to było oczywiste.
Więc niech radia przestaną nadawać muzykę "opłacalną" i zaczną stawiać na wartość. Albo zarządzę ciszę w eterze na wieki.
Pozdrawiam.
zgadzam się z Tobą, jak wiesz słucham więcej rapu i od kobiety zawsze wymagano aby wręcz 'gwałciła' swym głosem i intonacją(flow).
OdpowiedzUsuńczytając akapit pod klipem, nie powiem gęba mi się uśmiechnęła ;)